2006/04/14

Całkiem niedawno we śnie (1 Pt 2,24-25)

I Piotra 2,24-25

CAŁKIEM NIEDAWNO WE ŚNIE WIDZIAŁAM TO WZGÓRZE. W NIM, TAMTEN KRZYŻ NA GOLGOCIE, POSTAWIONO DLA MNIE. TO JA WYCIĘŁAM DREWNO Z LASU, POCIĘŁAM JE NA KAWAŁKI, ZBIŁAM W CAŁOŚĆ, A W DODATKU POSTAWIŁAM NA TYM WZGÓRZU. SWOIM ŻYCIEM PODPISAŁAM NA SIEBIE WYROK ŚMIERCI. PODCZAS ROZPRAWY SĄDOWEJ OSKARŻYCIEL NIE ZAPOMNIAŁ O ŻADNYM Z MOICH WYSTĘPKÓW. ZACZĘŁO SIĘ DOŚĆ NIEWINNIE: PLOTKA, PÓŁPRAWDA, ZANIEDBANIE... ALE JUŻ PRZY PIERWSZYM SŁOWIE, Z TWARZY SĘDZIEGO, DAŁO SIĘ WYCZYTAĆ PRZERAŻENIE POŁĄCZONE Z CZYMŚ, CZEGO NIE MOGŁAM SOBIE WYTŁUMACZYĆ. ZDAWAŁO MI SIĘ, ŻE W JEGO OCZACH ZAKRĘCIŁA SIĘ ŁZA... JEDNAK PROKURATOR BEZLITOŚNIE KONTYNUOWAŁ: WAGARY, ŚCIĄGANIE NA KLASÓWKACH, KŁAMSTWO, BRAK SZACUNKU DO RODZICÓW, FAŁSZERSTWO, KRADZIEŻ, OCZERNIANIE...

NIE MOGŁAM JUŻ TEGO SŁUCHAĆ. NAGLE POJAWIŁY SIĘ WYRZUTY SUMIENIA. CZUŁAM, ŻE JEST JUŻ NA TO ZA PÓŹNO, ALE TO BYŁO TAK NOWE UCZUCIE DLA MNIE, IŻ MYŚLAŁAM, ŻE MI POMOŻE. MÓJ PŁACZ PRZERODZIŁ SIĘ W KRZYK, ALE NIESTETY NIE POTRAFIŁAM ZAGŁUSZYĆ MOWY OSKARŻENIA. ROZEJRZAŁAM SIĘ PO SALI; NIE MIAŁAM OBROŃCY A NA WIDOWNI SIEDZIELI POKRZYWDZENI WŁAŚNIE PRZEZE MNIE LUDZIE. BYLI TAM WSZYSCY MOI ZNAJOMI ALE WIELU TWARZY NIE MOGŁAM ROZPOZNAĆ. BAŁAM SIĘ SPOJRZEĆ IM W OCZY. WTEDY PIERWSZY RAZ TAK NAPRAWDĘ, POMYŚLAŁAM, ŻE ŚNIĘ. ZDAWAŁO SIĘ TO TRWAĆ WIEKI A JA WCIĄŻ I WCIĄŻ SŁYSZAŁAM SWOJE PRZEWINIENIA. DOPIERO PO DŁUGIM CZASIE USŁYSZAŁAM PYTANIE, KTÓRE ZACZĘŁO SIĘ ODBIJAĆ W MOJEJ GŁOWIE NICZYM ECHO: CZY PRZYZNAJESZ SIĘ DO WINY?

SĘDZIA NIE POTRAFIŁ JUŻ UKRYĆ SWOICH ŁEZ. PATRZYŁ NA MNIE TAK WYMOWNIE... I WTEDY SOBIE PRZYPOMNIAŁAM... ON MIAŁ OCZY TEJ STARUSZKI, KTÓRĄ OKRADŁAM. I TEGO BIEDAKA, KTÓRY PROSIŁ O POMOC, ALE JEJ ODE MNIE NIE OTRZYMAŁ. TO BYŁY ŁZY MOICH RODZICÓW, GDY SIĘ DOWIEDZIELI, ŻE ICH OSZUKAŁAM. USTA SĘDZIEGO MIAŁY WYRAZ ZAWODU, JAKI SPRAWIAŁAM MOIM BLISKIM.

NAGLE TE USTA STANOWCZO WYRZEKŁY JEDNO ZDANIE: WINNA JEST ZARZUCANYCH JEJ CZYNÓW I PONIESIE ZA TO ŚMIERĆ. WTEDY KTOŚ Z SALI ZACZĄŁ KRZYCZEĆ „UKRZYŻUJ, UKRZYŻUJ!”
BYŁAM PRZERAŻONA. WIEDZIAŁAM, ŻE TEN WYROK JEST SPRAWIEDLIWY, ALE Z GŁĘBI SERCA BŁAGAŁAM SĘDZIEGO O UŁASKAWIENIE. COŚ W JEGO OCZACH DAWAŁO MI ISKRĘ NADZIEI, RESZTKAMI WYOBRAŹNI WIDZIAŁAM GO MÓWIĄCEGO: JUŻ DOBRZE, JUŻ DOBRZE, JA PONIOSĘ ZA CIEBIE ŚMIERĆ I BĘDZIESZ ZNOWU WOLNA. ALE TAK SIĘ NIE STAŁO. ZAMIAST SŁÓW O WOLNOŚCI USŁYSZAŁAM, ŻE NA PROŚBĘ O PRZEBACZENIE JEST JUŻ ZA PÓŹNO.

Wtedy obudziłam się ze snu. Proszę, obudźmy się razem z tego snu, z tego braku nadziei i marazmu. Bo nie miał on szczęśliwego zakończenia. Nie było w nim już żadnej deski ratunku. W tym śnie nie przyznałam się przed sądem do winy, dlatego nie było mi dane nadzwyczajne złagodzenie kary. W tym śnie nie było nikogo, kto mógłby się za mną wstawić, obronić mnie. Jednak nasz „sen”, czyli nasze życie, jeszcze się nie skończyło. My mamy czas przyznać się do winy i iść po ratunek pod krzyż. Pod krzyż, na którym zawisł Chrystus.

Z tekstu biblijnego, który wybrałam na dzisiejsze nabożeństwo, dowiadujemy się nie tylko, że mamy upragnionego obrońcę, Jezusa, ale również, jak być chrześcijaninem, czyli jak ma przebiegać nasza resocjalizacja.

Dzięki Chrystusowi uczymy się, że chlubą nie jest cierpieć sprawiedliwie, ale cierpieć niewinnie. Cierpieć sprawiedliwie to jakby się chwalić wśród znajomych, że dostało się lanie za nieposłuszeństwo rodzicom. Jaki w tym sens?! W Chrystusie nie znaleziono grzechu a mimo to Go ukrzyżowano. Czy On był chwalipiętą?? Nie.

A my? Jak często wywyższamy się nad innych? Jak często oddajemy złem za złe, gdy nam ktoś ubliża? A gdy jesteśmy terroryzowani przez naszych zwierzchników, czy sami nie dokuczamy naszym podwładnym? Czym jest np. fala w wojsku, czy też tak zwane kotowanie pierwszoklasistów? Jakże trudno przychodzi nam odpuszczenie, gdy łatwo można się zemścić. A Biblia uczy, byśmy szli za Jezusem, który gdy Mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził (w. 23).

Niekiedy zastanawiamy się też dlaczego przydarza się nam coś złego i wówczas niedaleko nam do oskarżania Stwórcy. Pytamy Boga dlaczego akurat nam się to przytrafiło, dlaczego na to pozwolił i często odwracamy się od Niego. Ale nawet, jeśli jesteśmy przekonani, tak jak Job, że nic złego nie uczyniliśmy, spójrzmy na krzyż. Czy ten, który na nim zawisł był winny swej śmierci?

W pewnym sensie Bóg, powołując nas do istnienia wydał na nas wyrok śmierci, dał nam przecież wolność wyboru a my, jak głupcy, i tak naszym życiem podpisujemy sami na siebie ten wyrok śmierci. Jednak poprzez śmierć Jezusa możemy być wprowadzeni do nowego życia. Tylko przez nasz udział w śmierci Chrystusa możemy być uczestnikami Jego wskrzeszenia. Tylko przez przyznanie się do winy i szukanie ratunku w Jezusie, możemy otrzymać ułaskawienie.

Razem ze Zbawicielem, my na tym krzyżu mamy umrzeć dla grzechu, by odrodzić się dla sprawiedliwości, czy innymi słowy – by nie pakować się w kolejne tarapaty. Tej szansy, danej nam przez Boga w Chrystusie nie możemy zmarnować. Jeśli na tej sali jest ktoś, kto żyje jeszcze w areszcie grzechu to to, co teraz powiem, jest skierowane właśnie do ciebie. To tylko dzięki cierpliwości Stwórcy i Jego zwlekaniu przed dokonaniem ostatecznej zagłady świata, masz odroczenie kary wiecznej. Twoim adwokatem jest Szatan, - ale nie myśl, że pozwoli się tobie z tego więzienia wydostać, bo on w dalszym ciągu jest też twoim oskarżycielem. A ty każdym czynem pogarszasz swoje położenie. Bo Bóg nie jest jakąś tam prywatną osobą, a grzech – jedynie krzywdą osobistą: Bóg jest twórcą praw, które łamiesz, a grzech jest buntem przeciwko Niemu. Ale mimo wszystko masz jeszcze możliwość zmienić mecenasa, wybrać tego, który za wszelką cenę chce ciebie wydostać z tego zesłania. Mało tego. On już złożył apelację i może wygrać Twoją sprawę, jeśli ty będziesz tego chciał. Spójrz na to wzgórze i ten krzyż. Tam jest droga do wolności.

Po kazaniu zaśpiewam pieśń, która dotyczy rozważanego dziś tekstu. Nauczyłam się jej niedawno na jednym z nabożeństw w Pradze a jej wolne tłumaczenie brzmi tak:

Twoje grzechy kiedyś cię dogonią
Będziesz chciał spalić za sobą mosty
Ale wszystko to, co złe, ciągniesz za sobą w ciemnościach duszy.
Twoje grzechy kiedyś cię dogonią

Nie wiesz, czy jest sens się znowu starać
Wahasz się też, czy znowu nie zacząć grać
A może już czas zacząć żałować swoich grzechów?

Twoje grzechy kiedyś cię dogonią
Będziesz chciał spalić za sobą mosty
Ale wszystko to, co złe, ciągniesz za sobą w ciemnościach duszy.
Twoje grzechy kiedyś cię dogonią

Mimo wszystko, ja chcę dać tobie coś ważnego
Chcę znowu cię prowadzić
Bo twoje grzechy Ktoś już na siebie wziął
Twoje grzechy na siebie Ktoś wziął


Ale niektórzy z nas nie są już zostawieni samopas, nie są takimi zbłąkanymi owcami. Mamy już swojego Pasterza, stróża naszych dusz, i wiemy, że tylko przez przynależność do Bożego stada możemy się bezpiecznie paść na dobrych pastwiskach. Bo nasz Dobry Pasterz gromadzi swoje stado, troszczy się o zaginione owce, chroni przed niebezpieczeństwami i wilkami, leczy chorych oraz poświęca się dla nas, swoich podopiecznych.

I choć rzeczywistość często bywa bardziej skomplikowana, może się nam wydawać, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, albo że musimy dorzucić swoje trzy grosze do rozmowy, bo inaczej urażono by naszą osobę; mimo że nawet czasem na Bożym pastwisku jesteśmy samotni i zagubieni, czy też zbulwersowani, gdy widzimy w nim podziały oraz kłótnie i znów zaczynamy wątpić w znaczenie krzyża, to nie zapominajmy, że Chrystus umarł na krzyżu właśnie za to wszystko, za występki nasze i innych. Zatem z wyrozumieniem dla bliźnich i dla samych siebie uczmy się stale na nowo wyznawać swoje grzechy oraz odpuszczać innym tak, jak On odpuścił nam.

Nasza rozprawa sądowa jest bardzo podobna do mojego snu, ma tylko zupełnie inne zakończenie. Sędzia po ogłoszeniu wyroku śmierci na nas, wstał, zdjął swoją togę, i w nasze miejsce, właśnie zamiast nas, On pozwolił się skuć kajdankami i poszedł na śmierć. Właśnie dziś wspominamy wykonanie naszego wyroku śmierci. Stało się to, co miało się stać. Dlatego wolą Bożą jest to, byśmy z wdzięcznością i radością patrzyli na ten krzyż, bo ostatnim słowem nie będzie cierpienie czy śmierć, ale zwycięstwo i życie wieczne.

Umarł.
A to ja się Go zaparłam.
Umarł.
A to ja miałam zawisnąć na tym krzyżu.
Umarł.
A ja, dzięki temu, żyć będę.

Amen.