2008/09/21

Jak nie ja, to kto? (Ef 5,15-21)

Ef 5,15-21

Czas nieubłaganie nam ucieka. Sekunda za sekundą, dzień za dniem. Zanim się obejrzymy rok szkolny, który dopiero się zaczął, będzie już tylko wspomnieniem. Pamiętam dobrze swój pierwszy dzień na uczelni, a teraz zaczynam już ostatni rok studiów. Przecież jeszcze niedawno uczyłam się do egzaminu konfirmacyjnego, a według daty na Świadectwie Konfirmacji niedługo minie już dziesięć lat od tego wydarzenia.

Nieubłaganie ucieka czas. Gdy jednak spojrzymy na klepsydrę, zrozumiemy, że czas nie płynie w nieskończoność. Dla każdego z nas, czas jest już odmierzony. Przyjdzie chwila, kiedy ostatnie ziarnko piasku się przesypie. Wtedy nie będzie mowy o „poszukiwaniu straconego czasu”. Dlatego apostoł Paweł nawołuje, byśmy mądrze wykorzystywali dany nam czas.

Baczcie więc pilnie, jak macie postępować, nie jako niemądrzy, lecz jako mądrzy, wykorzystując czas, gdyż dni są złe. Dlatego nie bądźcie nierozsądni, ale rozumiejcie, jaka jest wola Pańska.

Mądry człowiek według Pisma Świętego to nie przebiegły, cwany względem Boga. Mądrością jest życie z Nim. Trzymanie się słów Pisma, a według Przypowieści Salomona, mądrością jest bojaźń Boża. To nie jest wiedza, ale zamysł pochodzący od Boga i postępowanie zgodne z nim. Z powodu przytłaczających rozmiarów zła oraz małej ilości czasu, możemy ulec pokusie spędzenia reszty życia na nerwowej bieganinie, gorączkowej aktywności będącej wynikiem naszych pomysłów. Postępowanie takie nie przyniesie żadnych korzyści, a będzie jedynie marnowaniem energii. Dlatego tak istotne jest odkrywanie woli Bożej na każdy dzień i wykonywanie jej. To jedyny sposób aby naszemu życiu zapewnić skuteczność i wydajność. Ścieżka mądrości prowadzi przez szukanie Bożej woli, a następnie wypełnianie jej co do najmniejszego szczegółu.

Jak możemy zrozumieć wolą Bożą? Duch Święty oświeca nasze serca i pomaga nam ją zobaczyć poprzez Pismo Święte, Życie Pana Jezusa Chrystusa, i poprzez wiernych Bożych pracowników. Paweł w liście do Efezjan mówi o trzech środkach, dzięki których możemy postępować jako mądrzy chrześcijanie: bądźmy pełni Ducha, wdzięczni i ulegli.

I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu.

W naszej kulturze zakaz upijania się winem wydaje się szokujący. Nawet całkowita abstynencja jest życiową zasadą wielu chrześcijan. Pamiętajmy jednak, że Biblia została spisana dla wierzących wszystkich kultur, a w wielu krajach alkohol jest napojem zbyt często konsumowanym. Pismo Święte nie potępia używaniu wina, ale jest przeciwne jego nadużywaniu. Wykorzystywanie wina dla celów medycznych jest wręcz zalecane (Prz 31,6; 1 Tm 5,23), a Pan Jezus stworzył wino na weselu w Kanie Galilejskiej dla celów czysto konsumpcyjnych (J 2,1-11).

Używanie wina staje się nadużywaniem i jest zakazane wówczas, kiedy prowadzi do awantur (Prz 23,29-35), kiedy przeradza się w nawyk (1 Kor 6,12b), kiedy gorszy słabe sumienie innego wierzącego (Rz 14,13; 1 Kor 8,9); kiedy ma negatywny wpływ na świadectwo chrześcijańskie w danym kręgu i z tego względu na chwałę Bożą (1 Kor 10,31); lub w ogóle kiedy chrześcijanin ma co do tego jakiekolwiek wątpliwości (Rz 14,23).

Warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że słowo „upijajcie” dosłownie znaczy tutaj być odurzonym, zatrutym i nie jest ograniczone wyłącznie do wina czy alkoholu. Z tego wniosek, że upijanie to synonim wielu innych rzeczy. Generalnie rzecz biorąc, chodzi jednak o to, że możemy być pod wpływem albo trucizny albo Ducha Świętego. Wino symbolizuje to, co cielesne, zewnętrzne. Duch określa to, co wewnętrzne. Paweł mówi Kościołowi, że ma być pełen tego, co wewnętrzne, pochodzące od Ducha Bożego.
Słowa „bądźcie pełni Ducha” mają inny wydźwięk po grecku niż po polsku. Dla nas są rozkazem, a po grecku, owszem, są imperatywem, ale w formie zwrotno-biernej: „pozwólcie się napełniać”, „poddajcie się napełnianiu”, „bądźcie napełniani”. To Duch ma za zadanie napełniać nas, a nam pozostawia jedynie poddanie się Jego kierownictwu.

I tak Paweł rysuje przed nami rzeczywistość człowieka, który żyje pełnią Ducha. Bo Bogu naprawdę chodzi o pełnię a nie o namiastkę. Pięć imiesłowów, które występują jeden po drugim – są praktycznym nauczaniem dotyczącym życia w pełni Ducha Świętego: rozmawiając, śpiewając i grając, dziękując, ulegając jedni drugim.

Świadczy to o tym, jak cenne są wspólne spotkania chrześcijan. Jak ważne jest również wzajemne nastawienie do siebie. Pierwsi chrześcijanie nie tylko śpiewali i tworzyli melodie dla Boga. Oni to robili przed Bogiem. Słowa te uczą mnie i zachęcają zarazem, bo pokazują, że czas spotkań chrześcijan to chwile szczególnego działania Ducha Świętego. Czas wspólnego nabożeństwa, kazania, modlitwy i pieśni to nie tylko słuchanie nauczania Pisma Świętego i śpiewanie Bogu. To czas wzajemnego zachęcania się, wspólnego opowiadania sobie o dziełach Bożych przez zwiastowanie Słowa, świadectwo i pieśni.

Dziękując zawsze za wszystko Bogu i Ojcu w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

Drugą cechą mądrego chrześcijanina jest bycie wdzięcznym, ponieważ serce rośnie w dziękczynieniu, a nie w proszeniu. Kiedy jesteśmy pod wpływem działania Ducha Świętego, to efektem tego jest wdzięczność. Ale i odwrotnie. Dziękując za jedną rzecz, otrzymujemy cały stos nowych, za które możemy dziękować i serce otwiera się z wdzięcznością, gotowe na kolejne działanie Ducha Bożego. Przy czym ważna jest wdzięczność nie tylko za rzeczy przyjemne, ale za wszystko. Każdy może dziękować za słońce. Potrzeba mocy Ducha Świętego, by pojawiła się wdzięczność za występujące w naszym życiu burze.

Ulegając jedni drugim w bojaźni Chrystusowej.

Kolejnym sprawdzianem napełnienia Duchem jest uleganie, ustępowanie jedni drugim. Chodzi tu o synonim chrześcijańskiego szacunku. Chrystus jest zarówno przedmiotem, jak i źródłem tego świętego lęku. Mowa jest o tym także w kontekście przeczytanych przed chwilą przykazań. A przede wszystkim: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”.

Nie będzie pełni Ducha tam, gdzie ludzie są dumni, wywyższający się, gdzie są swary, kłótnie, nierówność, gdzie są lepsi i gorsi. Duch zamieszkuje w swojej pełni tam, gdzie są uległe, miłujące się i składające świadectwo dzieci Boże. Chętne do wspólnych spotkań, podczas których się budują, śpiewają, dzielą słowem, z serca dziękują Bogu. A potem idą w świat i postępują mądrze, wykorzystując każdą okazję dla Pana, bo dni są złe.

Postępować zgodnie z wolą Bożą. Tam, gdzie zostaliśmy posłani. Do ludzi, wśród których żyjemy. Tak, jakby dzisiaj był ostatni dzień naszego życia. A w chwilach zwątpienia, zadajmy sobie pomocnicze pytania: Bo jak nie ja, to kto? Jak nie tutaj, to gdzie? Jak nie teraz, to kiedy?
Amen.

2008/09/14

Jedność (Ef 4,1-6)

Napominam was tedy ja, więzień w Panu, abyście postępowali, jak przystoi na powołanie wasze, z wszelką pokorą i łagodnością, z cierpliwością, znosząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność Ducha w spójni pokoju: jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do waszego powołania; jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który jest ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Ef 4,1-6

Apostoł Paweł wzywa nas dziś do jedności. Nie mówi o jednomyślności, bo zdaje sobie sprawę, że nie jest to możliwe. Nie jesteśmy identyczni pod względem temperamentu, osobowości, czy zdolności. Prawdziwa jedność jest jednak możliwa. Darowana nam przez Boga w Duchu chce się realizować i dochodzić do głosu nie tylko w trakcie ekumenicznych nabożeństw, wspólnych modlitw, ale także na co dzień – w naszych domach, relacjach między małżonkami, relacjach międzypokoleniowych, w miejscu pracy, w społeczeństwie. A tu, jak wiemy, nic nie da wywieszenie na lodówce manifestu jedności w rodzinie. By zrozumieć jak zachowywać jedność, uchwycić jej definicję, poznajmy najpierw jej części składowe: pokorę, łagodność, cierpliwość, miłość i wreszcie pokój.

Nauka pokory wielu ludziom przychodzi bardzo trudno. Na mojej piramidzie cnót, których muszę się jeszcze nauczyć, pokora jest chyba na samym szczycie. Gdy myślałam, że już mi się udało, wyczytałam historię o pewnym człowieku, który przed zaśnięciem miał dziwne sny na jawie. Wyobrażał sobie, że jest głównym bohaterem dramatycznej akcji ratowniczej na morzu lub w płomieniach, albo mówcą trzymającym w napięciu ogromną widownię, lub piłkarzem olśniewającym swym kunsztem gry. Człowiek ten zawsze widział się w centrum wydarzeń jako ich główny bohater. Wtedy zrozumiałam, że jeszcze daleko mi do pokory, ja także za bardzo lubiłam tworzyć właśnie takie fikcje przed snem. Pokora polega na stawieniu czoła prawdzie o sobie: naszej słabości, egoizmowi, niepowodzeniom w kontaktach z drugim człowiekiem, fiasku naszych usiłowań i działań. Pokora zależy od uczciwości i odwagi spojrzenia na siebie gołym okiem. Bez różowych okularów samouwielbienia, miłości własnej i egocentryzmu.

Drugą cechą chrześcijan jest łagodność. Człowiek łagodny, to taki, którego instynktowne odruchy, uczucia i pasje, podlegają doskonałej kontroli. Który gniewa się wtedy, kiedy spotyka się z cierpieniem i krzywdą innych, natomiast, kiedy musi znosić krzywdę i obrazę, czyni to bez gniewu. O cierpliwości, razem z wytrwałością, mówiliśmy już przed tygodniem. Chrześcijanin cierpliwy nie kapituluje przed najtrudniejszym zadaniem, nie załamuje się nieszczęściem, rozczarowaniem, lecz trwa do końca, pozostaje wierny swoim decyzjom. Chrześcijańska miłość, agape, to taka miłość, którą Bóg żywi do nas. Bezgraniczna łaskawość, życzliwość, pragnienie najwyższego dobra dla drugiej osoby. Wskazuje to jasno na fakt, że agape, miłość chrześcijańska, to nie tylko sprawa emocji ale także sprawa woli. Jest to zdolność zachowania niczym niezwyciężonej dobrej woli i życzliwości w stosunku do ludzi nie dających się kochać, ludzi niemiłych, do tych, którzy nas nie kochają, a nawet do tych, których nie darzymy sympatią.

To są cztery wielkie cechy charakterystyczne chrześcijaństwa. Ich sumą i wynikiem jest piąta: pokój. Tylko niektóre słowiańskie języki, włącznie z naszym, mają ten sam wyraz na pokój w znaczeniu mir, spokój oraz pokój jako izba czy pomieszczenie. Słowo pokój brzmi tak pięknie dla tych słowiańskich narodów, że tym oto słowem nazwali nie tylko mir, dobre stosunki międzyludzkie, ale i swoje miejsce prywatne, przestrzeń życia intymnego.

W języku hebrajskim odpowiednikiem słowa pokój jest SZALOM. Liczba słów w języku hebrajskim jest stosunkowo niewielka; jedno słowo często spełnia wiele funkcji. Widać to na na właśnie na przykładzie tego słowa, które jest właśnie najczęściej tłumaczone jako „pokój”, ale oznacza wiele więcej niż tylko spokój lub przeciwieństwo wojny. Znaczy także: przyjaźń, zdrowie (dobre samopoczucie), bezpieczeństwo i zbawienie. We współczesnym hebrajskim używa się tego słowa także zarówno na powitanie jak i pożegnanie. Jednak znaczenia mają ścisły związek z pokojem. Rdzeniem tego słowa są litery SZ-L-M (szin, lamed, mem); czego pierwotnym podstawowym znaczeniem jest „pełnia, kompletność”. Wszystkie znaczenia oddają różne aspekty „pełni, jedności”. Tej, o której czytamy w drugiej części dzisiejszego tekstu. Paweł wymienia siedem jedności: jedno ciało, jeden Duch, jedna nadzieja, jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, Jeden Bóg i Ojciec.

Jeśli ktoś powie: „jedno ciało, jedna nadzieja, jeden chrzest”, można oczekiwać, że zaraz doda: „i żaden inny Pan, żadna inna nadzieja, żadna inna wiara, niż ta, którą wyznaję ja!”. Jak łatwo pewnym Kościołom jest popaść w egoizm. Uważają się za jedyny prawdziwy i jedynozbawczy Kościół. Ale właśnie tak Paweł nie myślał, ponieważ zaraz dodał: jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który jest ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Już chyba rozumiemy. Tu jest widoczny znak Kościoła. Jedność z perspektywy pokory, łagodności, pokoju. Nie może istnieć więcej niż jedno ciało, jeden Duch, jedna nadzieja, ponieważ jest tylko jedna rzeczywistość, ta, którą stworzył Bóg, nasz Ojciec. Mieć więcej wiar, nadziei, znaczyłoby niejako postawić naprzeciw sobie różne światy, które by walczyły każdy o swoją prawdę. Jak byśmy wtedy mogli zgadzać się z przesłaniem Pawła a jednocześnie być przekonani o słuszności nienawiści, prawie rewanżu i zemsty? Nie może sługa dwóm panom służyć. Jest tylko jedna głowa jednego ciała, którego – wierzymy, że - i my jesteśmy członkami.

W 2001 roku rady Kościołów katolickich, protestanckich i prawosławnych w Europie przyjęły wspólnie dokument, który nazwano Kartą Ekumeniczną. Stwierdza on, że zamanifestowaniu widzialnej jedności nadal stoją na przeszkodzie istotne różnice w sprawach wiary. Nad tą sytuacją nie można przejść do porządku dziennego. Jezus Chrystus objawił nam na krzyżu swoją miłość i tajemnicę pojednania; jako Jego naśladowcy chcemy uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby przezwyciężyć istniejące jeszcze problemy i przeszkody, które w dalszym ciągu są przyczyną podziału między widzialnymi Kościołami. Chcemy dążyć do jedności w pojednanej różnorodności.

Chcemy dążyć do jedność w Kościele, w rodzinie, społeczeństwie. Chcemy dążyć do jedności z Bogiem. A to dążenie prowadzi przez pokorę, łagodność, cierpliwość, miłość. I pokój. SZALOM. Amen.

2008/08/03

Kiedy przychodzą złe czasy (Jk 1,2-8)

Jakuba 1,2-8

Co robimy, kiedy przychodzą złe czasy? Jak sobie z tym radzimy? Jaka jest nasza postawa, kiedy dobrze ułożone plany zmieniają się w katastrofę?

Problemy. Niektóre są duże, a niektóre to tylko małe problemy pretendujące do bycia tymi dużymi. Ktoś powiedział kiedyś, że w każdym małym problemie znajduje się duży problem starający się wyjść na jaw.

Niezależnie od tego jak długo żyjemy na Ziemi, zawsze jest coś złego wejdzie co wchodzi nam z buciorami do życia. Zauważył to też pewien amerykański inżynier Edward Murphy, formułując swoje Prawa Murphy'ego. Jest to zbiór popularnych, często humorystycznych powiedzeń, sprowadzających się do założenia, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe. Być może znamy to najbardziej znane ze wszystkich praw Murphy'ego, które mówi:
• „Jeżeli coś może się nie udać - nie uda się na pewno.”
Inne prawa to na przykład:
• „Wszystko, co dobre, jest nielegalne, niemoralne albo powoduje tycie”,
• „Upuszczone narzędzie pada zawsze tam, gdzie wyrządzi najwięcej szkody”,
• „Chleb pada zawsze na stronę posmarowaną masłem, a jeśli nie spadnie, oznacza to, że złą stronę posmarowaliśmy”,
• „Prawdopodobieństwo, że chleb spadnie posmarowaną stroną na dywan, jest wprost proporcjonalne do ceny dywanu.”

Jednak powstał także tak zwany Komentarz O'Toole'a do praw Murphy'ego, który brzmi:
• „Murphy był optymistą”.

W Piśmie Świętym czytamy: Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie.

Zauważcie, że Jakub nie mówi, że MOŻEMY pewnego dnia przechodzić próbę. On nie mówi: Poczytujcie sobie za największą radość, jeśli wam się zdarzy przechodzić próbę”. W zamian za to on zapewnia, że będziemy mieć ciężkie czasy. Wszystko, co mówi dalej, bazuje na tym zapewnieniu. My BĘDZIEMY przechodzić rozmaite próby, doświadczenia. Możemy być tego pewni. Jezus obiecuje: Na świecie ucisk mieć będziecie. I to nie jest żaden pesymizm, czy też masochistyczny optymizm. To czysty realizm.

Ile razy słyszeliśmy już mądrych kaznodziejów, którzy mówią, że - jeśli staniemy się chrześcijanami - wszystkie nasze kłopoty się skończą i życie stanie się cudowne i spokojne?Stanowczo za często taka nauka jest prezentowana na rozmaitych mityngach w różnych Kościołach. Takie Kościoły stają się pełne ludzi, którzy utrzymują uśmiech na ustach, choć w środku są poranieni. „Co słychać u ciebie” pytamy uprzejmie. „Bardzo dobrze” słyszymy odpowiedź. A w międzyczasie, każdy się ukrywa za maską zadowolenia i uśmiechu, myśląc, że tylko on sam z całej grupy musi ukrywać swój faktyczny stan. Ale każdy boi się tak samo jak on ujawnienia tego, że nie doświadcza pełnego spokoju i radości.

Nie mówię o tym, by kogoś wystraszyć. Nie próbuję jeszcze bardziej wypełnić nasze dni przygnębieniem i smutkiem. Powodem, dla którego chcę, byśmy byli świadomi tego, że złe czasy nadchodzą, jest pragnienie, byśmy byli gotowi na ich spotkanie.
Strażacy w służbie pożarnej przygotowują strażacki plan urbanistyczny miast z uwzględnieniem i monitoringiem najbardziej newralgicznych miejsc, by być najlepiej przygotowanymi na ewentualne przypadki zagrożenia pożarowego w tych miejscach. W ten sam sposób Jakub w swoim liście przygotowuje taki wstępny plan dla chrześcijan. Daje nam instrukcje jak zabezpieczyć się przed newralgicznymi punktami zagrożeń.

Co mamy robić kiedy przyjdą trudne czasy? Jak przygotować się na sytuacje pełne problemów? Co zrobić kiedy atakuje nieszczęście? Jakub odpowiada: Poczytujcie to sobie za najwyższą radość.

W tym momencie możemy być gotowi ignorować i umysłowo odrzucać Jakuba jako jeszcze jednego, słodko opowiadającego i świetnie głoszącego tzw. teologię sukcesu. Nie róbmy jednak tego. Jakub nie spogląda na świat przez różowe okulary. On nie zaprzecza temu, że prawdziwe problemy naprawdę istnieją, albo że one naprawdę potrafią zranić. On nie mówi też, że złe czasy to fajna zabawa. Nie twierdzi, że cierpienie jest radosne. Nie mówi, że mamy zaciskać zęby lub próbować ignorować ból.

Zamiast tego mówi: poczytujcie to sobie za najwyższą radość. Jak możemy to zrobić? Możemy to uczynić tylko poprzez spoglądanie ponad nimi, przez patrzenie na końcowy rezultat.

Jezus dostarcza nam doskonałego przykładu. Jeśli kiedykolwiek ktoś znalazł się w niekorzystnej sytuacji, to był to Jezus, przybity do krzyża.

On tak bardzo cierpiał, że aż modlił się: Ojcze, jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie; wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie (Łukasza 22,42). Ale kiedy stało się oczywiste, że to Jego Ojciec chce, by poszedł na krzyż, jaka była Jego postawa? Czy narzekał na niesprawiedliwość?

Patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary, który zamiast doznać należytej mu radości, wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i usiadł na prawicy tronu Bożego (Hebrajczyków 12,2).

Jezus nie zwracając uwagi na wstyd jaki niesie za sobą krzyż, wycierpiał go, ale w tym samym momencie miał nadal na uwadze przyszłą radość, płynącą z tego samego krzyża.

Jeśli chcemy patrzeć na nasze cierpienia jako na „najwyższą radość”, spójrzmy ponad naszymi aktualnymi problemami, i zauważmy, że Bóg zaplanował nam przyszły rezultat tych problemów. Jaki? To prowadzi nas do kolejnego wersetu podstawy dzisiejszego kazania.

Wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość (Jakuba 1,3).

Wytrwałość jest sprawdzianem naszej jakości, tego, czy jesteśmy już dojrzałymi chrześcijanami. Dzieci znane są z tego jak łatwo się poddają. Wystarczy dać dziecku zabawkę, a po 15 minutach zabawy z nią, będzie robiło już coś innego. Dziecięca uwaga nie obejmuje czegoś takiego jak wytrwałość. Tego nie da się nauczyć w na lekcji w szkole. Kaznodzieja nie może mówić o wytrwałości i tym samym uczyć jej u wiernych. Wytrwałość przychodzi tylko w cierpieniu, w przeżywaniu codziennych problemów.

Niestety wiele wierzących osób posiada syndrom „Piotrusia Pana”. Pamiętacie tę postać z bajki? Był to malutki chłopiec, który postanowił nigdy nie dorosnąć – chciał być małym chłopcem na zawsze – nie chciał ponosić za nic odpowiedzialności, nie cierpieć... Niektórzy ludzie mają to samo pragnienie. Mają już dość wszelkich cierpień. Życie sprawia wrażenie nieustannej harówki na rzecz jeszcze kolejnych cierpień, i zdaje się nie przynosić żadnych radosnych korzyści. Jednak tylko poprzez wzrost możemy ujrzeć Królestwo Boże.

Wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków.

Wytrwałość jest konieczna do wzrostu. Jeśli jesteśmy dziećmi Bożymi, jeśli weszliśmy do Bożej rodziny przez wiarę w Chrystusa, to jesteśmy w samym środku tego procesu. Cierpienie uczy nas wytrwałości, a ta z kolei wiedzie nas drogą do doskonałości. Parafrazując tytuł jednego filmu „Autostradą do Nieba”, możemy powiedzieć: „Wytrwałością do doskonałości”, do Królestwa Niebios.

Pewnego dnia będziemy dokładnie tacy jak Jezus Chrystus. Będziemy doskonali. Ale teraz jesteśmy jeszcze w stanie przejściowym. Jesteśmy gąsienicą, która zamienia się w motyla. Wzrastamy.

Żeby być wolnym od syndromu Piotrusia Pana potrzebna nam jest MĄDROŚĆ.

A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana. Ale niech prosi z wiarą, bez powątpiewania; kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej. Przeto niechaj nie mniema taki człowiek, że coś od Pana otrzyma, człowiek o rozdwojonej duszy, chwiejny w całym swoim postępowaniu. (Jakuba 1,5-8).
Jakub nie mówi, byśmy prosili Boga o uwolnienie z cierpień. On nam mówi, że mamy prosić o mądrość, która pomaga patrzeć na świat z Bożej perspektywy, z dystansem. To jak patrzenie na perski dywan. Jeśli przyglądamy mu się pod lupą, to co widzimy to brzydka mieszanina poplątanych nici. Ale kiedy staniemy i spojrzymy na dywan jako całość, docenimy jego piękno.

Taka sama jest prawda życiowa. Kiedy akurat przeżywamy jakieś kłopoty często odnosimy wrażenie ich bezsensowności. Bóg widzi coś więcej, On ma dla nas swój plan. On zaprojektował nasze życie w piękną mozaikę. Być może chce nas czegoś nauczyć, być może chce nam coś przez to przekazać, całkiem możliwe też, że nasze cierpienie pomoże komuś innemu wrócić do Boga. Możemy nigdy się nie dowiedzieć dlaczego. Jakub pisze w swoim liście jak możemy otrzymać tę mądrość:

1. Mamy Boga o tę mądrość PROSIĆ: A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana. (1,5).
Bóg jest źródłem wszelkiej prawdziwej mądrości a w Psalmie 111,10 czytamy, że początkiem mądrości jest bojaźń Pana. Bóg chce byśmy byli mądrymi, byśmy patrzyli na świat z Jego perspektywy. Dał nam swoje Słowo, bo chce się dzielić tą mądrością.

2. Jest też drugi warunek: mamy być WYTRWALI w swych prośbach: Ale niech prosi z wiarą, bez powątpiewania; kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej. Przeto niechaj nie mniema taki człowiek, że coś od Pana otrzyma, człowiek o rozdwojonej duszy, chwiejny w całym swoim postępowaniu. (1:6-8).

Nie da się naśladować Boga w każdy wtorek i czwartek, albo tylko w niedziele w godzinach dopołudniowych, i jednocześnie oczekiwać Bożej mądrości. Nie da się kochać Boga w ten sposób. On nie pozwoli nam na podzielną lojalność.. dla świata i dla Niego.

Poczytywać cierpienia za radość, dziękować Bogu, że uczy nas wytrwałości, dzięki czemu dążymy do doskonałości, do Królestwa Bożego da się tylko wtedy, jeśli kurczowo chwyćmy się Boga obiema rękami, tak, by świat nie miał na nas żadnego wpływu. A Bóg będzie nas pocieszał! Jak czytamy chociażby w 1 Koryntian 10,13: Bóg jest wierny i nie dopuści, abyśmy byli kuszeni ponad siły nasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyśmy je mogli znieść. Prośmy o to.
Amen.

2008/04/13

Gliniane naczynia (2 Kor 4,1–15)

II Kor 4, 1–15

Bo Bóg, który rzekł: Z ciemności niech światłość zaświeci, rozświecił serca nasze, aby zajaśiało poznanie chwały Bożej, która jest na obliczu Chrystusowym. Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas.

Apostoł Paweł przedstawia tu jedno ze swoich ważnych porównań. Mówi o skarbie złożonym w glinianych naczyniach. W ten sposób pozwala zrozumieć, czym w naszych międzyludzkich relacjach jest Ewangelia Pana Jezusa Chrystusa. Przeciwstawia ją do naszego środowiska i do naszych wyobrażeń.

To Pawłowe porównanie jest elementem dłuższego ważnego wykładu przeznaczonego dla sług Ewangelii Chrystusa w świecie. Czyli przeznaczonego także dla nas, którzy przyznajemy się i dziś do Chrystusa. Paweł przypomina przede wszystkim, że Ewangelia Chrystusa jest czymś niezmiernie ważnym. Przyrównuje ją do skarbu - podobnie jak to czyni w swych podobieństwach Pan Jezus. Ten skarb jednak, my jako chrześcijanie, mamy w glinianych naczyniach.

Przez ten skarb Paweł ma na myśli światło Bożej chwały na obliczu Chrystusa, którym Bóg rozświecił także nasze serca. Chodzi o chwałę Ewangelii Chrystusowej, którą Bóg nam daje poznać i ze swojej łaski w nią uwierzyć, czyli wiadomość o ratunku przygotowanym przez Boga w wcielonym, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusie. Mamy ten skarb. Został nam przez Pana Boga darowany. Apostoł Paweł zastanawia się nad tym, w jaki sposób właściwie otrzymaliśmy ten drogocenny skarb. Kosztowny skarb światła Bożej chwały, skarb Ewangelii jako objawienia samego Boga, nie jest przecież przedmiotem zwykłego ludzkiego posiadania! I w związku z tym szybko używa kontrastującego porównania: Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas.

Kategoria skarbu złożonego w glinianym naczyniu, tj. w kruchym, łatwym do zniszczenia opakowaniu, jest dla nas czymś niezrozumiałym. Skarb, to znaczy coś niesamowicie cennego i wartościowego, w naszym pojmowaniu powinien mieć najlepsze opakowanie i najlepsze zabezpieczenie. Jeśli chodzi o ten najwartościowszy skarb, jakim jest Ewangelia Chrystusa, to jego opakowanie, by korelować ze swym przeznaczeniem, powinno być niezawodne i szlachetne. Czemu nie jest ono ze złota, srebra, czy z innego drogocennego metalu?

Po to, byśmy mogli sobie uświadomić naszą użyteczność i wartość. Jesteśmy takim lichym, rozpadającym się opakowaniem, które w żadnym wypadku nie jest w stanie samo dać sobie radę z zabezpieczeniem tego, co posiada, co ochrania. Trzeba nam więc być stale pokornie świadomym tej swojej niedostateczności i niewystarczalności. Dlaczego więc będąc tak kruchym narzędziem został nam jednak powierzony skarb?

Żeby lepiej zrozumieć znaczenie naszego zadania przypomnijmy sobie jakiekolwiek muzeum. Przepiękne wazy z chińskiej porcelany są podziwiane na całym świecie, ale czy jest jakikolwiek inny z nich użytek? Przecież nie wolno do nich nic włożyć, bo może się popsuć, turyści mają kategoryczny zakaz ich dotykania. Takie naczynia same stają się skarbami. A to znaczy, że już nie są użyteczne, nie mogą ochraniać to, co jest w środku. Gdybyśmy byli przepięknymi naczyniami ze złota czy srebra, łatwo popadlibyśmy w pychę, naszym celem byłaby chęć zwrócenia na siebie, a nie na to, co jest w środku. A my mamy ochraniać skarb, a nie sami być skarbem. Ta nasza lichość, jest paradoksalnie naszą cechą, dzięki której ćwiczymy się w pokorze i zmniejszone jest ryzyko zarażenia się pychą i egoizmem.

Zastanówmy się teraz nad dwiema kwestiami: w jaki sposób Bóg się objawił oraz jaką odezwę to objawienie wywołuje w naszym życiu z wiary.

1) W biblijnym sensie możemy Pawłowe porównanie tłumaczyć tak: również sam skarb Bożego Słowa, my ludzie, mamy tylko w glinianych naczyniach. Boże Słowo przychodzi do nas w formie słów ludzkich. Także to, co Biblia przedstawia jako świadectwo Bożego objawienia, w wieloraki sposób jest naznaczone ludzką niedoskonałością łącznie 40-tu biblijnych pisarzy. Biblia ma ślady historycznego uwarunkowania, wewnętrznej niezrozumiałości i, suma summarum, niewystarczalności dla powierzonego Bożego poselstwa. I w ten sposób „skarb Bożego słowa” mamy zachowany w księgach biblijnych tylko jako w takich właśnie „glinianych naczyniach”. I jedynie Duch Święty pomaga nam za ludzkimi słowami rozpoznawać Słowo Boże i przyjmować je jako „światło Bożego objawienia”.

W podobny sposób odnosi się to i do naszych dążeń i dbałości, które wkładamy w dociekanie sensu tekstów biblijnych, w podobny sposób odnosi się to do naszego kazania, każdego rozważania Słowa i świadectwa. I w tym wszystkim musi być widoczne, że ta moc, która wszystko przewyższa, a którą staramy się potwierdzić i poświadczyć, „jest z Boga, a nie z nas”.

2) W tym sensie możemy to Pawłowe porównanie rozumieć jako zwrócenie uwagi na niewystarczający sposób naszego ludzkiego reagowania, naszej ludzkiej odezwy na Boże Słowo: my ludzie jesteśmy tylko marnymi glinianymi naczyniami wobec skarbu Bożego objawienia w Chrystusie. Paweł tu z pewnością myśli o sobie samym, o własnej sytuacji świadka Boga w korynckim zborze. Ciężko mu było znosić to, że tamtejsi bracia i siostry mieli tendencję widzieć w swoich przywódcach wzorce doskonałości. Graniczyło to już nawet z kultem jednostki. Paweł, który przyszedł do nich jako sługa pokorny, nie pasował im do tego trendu. Już na początku swojego listu odpowiadając na ich krytykę napisał, że nie chce „panować nad ich wiarą”, ale chce im służyć Ewangelią, aby mieli radość z wiary (II Kor 1,23-24). Dlatego teraz nie waha się przenieść to porównanie glinianego naczynia również na siebie - na tę marną ludzką istotę, której jest powierzony drogocenny skarb Boży. Tę samą procedurę przeprowadza również w kontekście innych pyszałkowatych współpracowników korynckiego zboru, którzy chełpili się swoimi własnymi kwalifikacjami duchowymi, uważali się za ekstra mądrych i świętszych od reszty, a starali się przy tym forsować swój własny autorytet zamiast kłaść akcent na pierwszeństwo autorytetu Bożego. Do tego również odnosi się dodatek Pawła: aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas. Właśnie za pomocą tego uzasadnienia Paweł nawiązuje do tego, co już dziś usłyszeliśmy: „albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa” (II Kor. 4,5). Z tego wynika nasze zadanie jako naczyń glinianych. Powierzonego nam skarbu nie mamy ukrywać, czy zakopać w ziemi, ale nieść, przenosić dalej. Dzielić się. Mamy być przekazicielami tego skarbu dla innych!

Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie: jak się przejawia to „światło chwały Bożej w Chrystusie” w naszym własnym życiu? Jakie są z nas naczynia dla Bożego skarbu, który został nam powierzony?

Z książki Wernera Gitta pt. Człowiek - fascynująca istota, przeczytam fragment: „Człowiek jest cudowną, niewyobrażalnie skomplikowaną istotą. Wyposażenie: fabryka chemiczna centralnie sterowana przez mózg, elektrownia, urządzenie klimatyzacyjne, oczyszczalnia ścieków, komputer z pamięcią i dodatkowym wyposażeniem typu „miłość/nienawiść”. Istota ta przez dziesiątki lat samodzielnie utrzymuje się przy życiu i dzięki stałej samokontroli dba o swe bezawaryjne funkcjonowanie. Skład: 100 bilionów mikroskopijnych detali idealnie do siebie dopasowanych i współdziałających ze sobą. W stanie dobrego zdrowia części te potrafią się nieustannie odnawiać, a nawet samonaprawiać. Pompa wielkości pięści (serce) utrzymuje w ruchu to cudowne dzieło, uderzając 100 000 razy na dobę i rozprowadzając po całym organizmie substancje odżywcze zawarte w 5 litrach krwi. Każdego dnia płuca dzięki procesowi oddychania pobierają z 20 000 litrów powietrza potrzebny tlen. Natomiast podczas wydechu wydalają szkodliwe gazy. Normalna temperatura w czasie aktywności wynosi 37 stopni Celsjusza.”

Oto jest to naczynie gliniane. Genialne naczynie. Wcale nie jest takie liche - ale pozornie. Bo autor tejże książki tak kończy dany fragment: „Wady: podatny na zużycie” i zniszczenie. Boże stworzenie jest doskonałe, ale my niestety już nie jesteśmy doskonali. Jesteśmy grzesznym stworzeniem po upadku. I tak oto apostolskie porównanie odsłania również naszą kruchość i lichość!

Jak wyzwalające jest więc to ostateczne zapewnienie naszego tekstu: „moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas”. Razem z apostołem Pawłem możemy w tym widzieć swą wielką nadzieję. Wraz ze świadomością swoich braków, lichości i kruchości, możemy mieć nadzieję w Bożej mocy, którą otrzymujemy z łaski. Paweł podkreśla tę moc zaraz w następnych zdaniach: „Zewsząd uciskani, nie jesteśmy jednak pognębieni, zakłopotani, ale nie zrozpaczeni, prześladowani, ale nie opuszczeni, powaleni, ale nie pokonani” (II Kor 4,8-9). Takie były osobiste doświadczenia Pawła, które przecież i nam są bliskie. Bóg chce swą moc potwierdzać również w naszym życiu! Chce nam być pomocą w codziennych walkach i trudnościach. Jego mocy starczy po temu, by nam pomagać przezwyciężać naszą kruchość i słabość glinianych naczyń. Co jest źródłem tej pewności? Źródłem tej pewności jest śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie. W tym tkwi sedno apostolskiego świadectwa: „zawsze śmierć Jezusa na ciele swoim noszący, aby i życie Jezusa na ciele naszym się ujawniło” (II Kor 4,10). Chodzi o znak tego, który przeszedł przez ten świat w poniżeniu, trudach i przeciwnościach, oraz przez najstraszniejszą śmierć. Przez swoje zmartwychwstanie objawił jednak ogromną moc Bożą. Dlatego Paweł może zamknąć swoje świadectwo radosnym zapewnieniem: „wiedząc, że Ten, który wzbudził Pana Jezusa, także i nas z Jezusem wzbudzi i razem z wami przed sobą stawi.” (II Kor 4,14).

Jeśli świadectwo apostolskie dotknęło również naszego sumienia, możemy za każdym razem sobie znowu uświadamiać, że i my jesteśmy glinianymi naczyniami. Nie jesteśmy bohaterami wiary, którzy mogliby być zadowoleni sami z siebie. A mimo to, te liche naczynia naszego człowieczeństwa nie muszą się kruszyć, nie muszą się uszkodzić. Jeśli powierzymy je tej mocy, która wszystko przewyższa, wytrzymają, i skarb, który był do nich włożony, zachowają.
Amen.

2008/02/24

Królestwo Boże (Mt 13,44-46)

Ew. Mateusza 13,44-46

Podobieństwa te dziś wydają się dość dziwne i niezwykłe, ale w Palestynie, w czasach Jezusa, odbierano je zupełnie naturalnie. My przywykliśmy już do instytucji banków ale, choć w czasach biblijnych ona istniała, prości ludzie na ogół z niej nie mogli korzystać. Za najbezpieczniejsze miejsce przechowywania drogocennych przedmiotów uważano ziemię. Kiedy Izraelici nie chcieli, by Rzymianie im coś skonfiskowali, ukrywali to właśnie w ziemi.

Spójrzmy na właściciela ziemi. Skarb był na jego polu. Był tuż pod jego nosem, a on o tym nie wiedział! Sam pewnie był tak bogaty, że wynajmował pracowników do orania własnej roli. Każdy, kto ma większe gospodarstwo rolne, sam nie da rady i musi mieć kogoś do pomocy. Ale czy ten właściciel w ogóle nie wychodził z domu? Nie przechadzał się po swoich polach? Nie doglądał pracowników? Przecież zauważyłby taki skarb! Gdzie było jego zaangażowanie?! Zapewne był też uradowany, że ktoś chce kupić od niego rolę za ogromną sumę. Być może ta ziemia nawet nie była tyle warta, a tu znajduje się kupiec na nią! Jak łatwo ten właściciel poprzestał na małym, nie wiedział co traci…

Dzisiejsza niedziela, tzw. 3. Niedziela Pasyjna, zwraca nam uwagę na Psalm 25.15: Oczy moje patrzą na Pana, a my z tego wyciągamy lekcję: nie zachowujmy się jak ten właściciel. Patrzmy cały czas na nasz skarb, jakim jest Jezus Chrystus. W jaki sposób? Tego dowiadujemy się od bohatera pierwszego podobieństwa.

Człowiek, który odnalazł skarb, nie zrobił tego przypadkowo, lecz podczas codziennej pracy. Oczywiście natknął się na niego nieoczekiwanie, ale stało się to wtedy, gdy wykonywał swoje normalne zajęcia. Należy wnioskować, że wykonywał swoją pracę solidnie i pilnie, ponieważ kopał głęboko, a nie tylko poruszał powierzchnię gleby. W innym przypadku nie natrafiłby na skarb.

Nie byłoby dobrze gdybyśmy spotykali się z Bogiem na płytkiej powierzchni, tylko siedząc w ławkach kościelnych. Prawdziwe szczęście, prawdziwe zadowolenie, poczucie obecności Boga, obecności samego Chrystusa zjawia się podczas codziennej pracy, gdy własną pracę wykonujemy solidnie, świadomie i z ogromnym zaangażowaniem.

Był niestety jeden problem. Ten skarb nie był jego własnością, tak samo, jak to pole, na którym go odkrył. Nie wiemy do kogo należał sam skarb. Z pewnością nie należał do właściciela tego pola, gdyż nie sprzedałby tak łatwo tego pola. Być może został ukryty wiele lat wcześniej a jego prawdziwy właściciel już nie żył.

Co powinien zrobić ten mężczyzna po odkryciu tego skarbu? Ukraść? Nie powiedzieć o tym właścicielowi pola? Nie. Jego sumienie nie pozwoliło mu tego ukraść. Nie miał także przy sobie tyle pieniędzy, by kupić pole, więc najpierw poszedł, sprzedał wszystko co miał, nic nie zostawiając. Sprzedał dom, swój ubrania. Na wszystko znalazł kupca. I natychmiast wrócił i kupił to pole.

Tutaj jest sedno paraboli. Koszt tej ziemi nie grał żadnej roli, bo znalazca był całkowicie przekonany o bezcennej wartości skarbu.

Królestwo Niebios jest bardzo podobne do tego skarbu. Jest najbardziej wartościową rzeczą. Nie może być niczego innego, co mogłoby przeszkodzić nam w pozyskaniu go. Ale do tego jeszcze wrócę, najpierw spójrzmy głębiej na drugą przypowieść.

W starożytności perły zajmowały szczególne miejsce w sercach ludzi. Każdy pragnął posiadać piękną perłę, nie tylko ze względu na jej wartość, ale i piękno. Prawdziwy kupiec był gotów zwiedzić rynki całego świata, by znaleźć perłę o niedoścignionym pięknie.

Człowiek przekopujący pole nie poszukiwał skarbu. Znalazł go nieoczekiwanie. Zaś poszukiwacz perły poświęcił na to całe życie. Bez względu na to, czy odkrycie wiązało się z jedną krótką chwilą, czy było rezultatem poszukiwań całego życia, reakcja obu ludzi była taka sama: obaj gotowi byli sprzedać wszystko, by zdobyć rzecz najcenniejszą.

Bez względu na to, w jaki sposób człowiek poznaje wolę Boga w stosunku do siebie, czy w krótkim momencie Boskiego oświecenia, czy pod koniec długich poszukiwań woli tej warto się bezwzględnie i niezwłocznie podporządkować, ponieważ, jak z porównania wynika, Królestwo Niebios jest czymś najwspanialszym na świecie. Wykonywanie woli Boga nie jest zatem czymś ponurym, przykrym, nużącym. Jest to coś wspaniałego. Za wyrzeczeniem, ofiarą, samozaparciem kryje się najwyższe piękno, gdzie indziej nie spotykane. Istnieją także inne perły, ale jedna swoją wartością przewyższa wszystkie. Inaczej mówiąc, w świecie jest wiele wspaniałych rzeczy, pełnych uroku. Można znaleźć się pod urokiem wiedzy, bogactwa, sztuki, muzyki, literatury. Piękna może być przyjaźń, miłość. To wszystko jest piękne, ale nie jest pięknem najwyższym. Najwyższe piękno to akceptowanie woli Boga, oto sens Królestwa Bożego. Tym samym nie pomniejsza się innych przejawów życia. To również perły, lecz perłą najwspanialszą jest niewymuszone posłuszeństwo.

W obu omawianych przypowieściach dwa momenty odgrywają zasadniczą rolę: radość z odkrycia i gotowość oddania wszystkiego, by nabyć na własność znaleziony skarb. Być w Królestwie, wejść do niego, to, jak już wspomniałam, akceptować i wykonywać wolę Boga. Za każdą cenę warto spełniać wolę Boga. Jak w wypadku człowieka, który odkrył skarb zupełnie nagle, nasz umysł może oświecić objawienie, objawiające wolę Bożą w stosunku do nas. Zaakceptowanie tej woli może być równoznaczne z porzuceniem pewnych zamierzeń, ambicji, nieraz bardzo dla nas drogich, porzucenie pewnych przyzwyczajeń, stylu życia, z którym trudno się rozstać, narzucenie sobie dyscypliny, wyrzeczenie. Jednym słowem: wzięcie na ramiona krzyża i naśladowanie Jezusa. I widać, że naprawdę warto to zrobić.

Możemy wywnioskować dzięki tym dwóm przypowieściom kilka podstawowych informacji o Królestwie Bożym:

1. Królestwo Niebios jest bezcenne. Znalazca skarbu nie czeka na nic, ale natychmiast sprzedaje wszystko co ma. Wie, że potrzebuje zyskać skarb jak najszybciej. Jak zapewne wiecie, przy tak szybkiej ofercie sprzedaży, cen nie da się wygórować. Trzeba wszystko sprzedać bardzo szybko, cieszyć się każdą otrzymaną kwotą, nie tracić czasu targując się o wyższą cenę. Nawet najcenniejsze dla nas rzeczy (praca, majątek, hobby) musimy z łatwością oddać. Królestwo Boże jest cenniejsze niż wszystko inne.

2. Królestwo nie jest widoczne. Tak skarb, jak i perła, były ukryte. Nie były od razu widoczne dla każdego. Pierwsza parabola reflektuje o mężczyźnie który nie szukał Królestwa Bożego, ale stanął twarzą w twarz z okolicznościami. Jest człowiekiem, który usłyszał przesłanie Ewangelii w czasie, kiedy nie szukał Boga. Ale usłyszał tę wiadomość i uwierzył jej.

W księdze Izajasza czytamy: Byłem przystępny dla tych, którzy o mnie nie pytali, dałem się znaleźć tym, którzy mnie nie szukali. Oto jestem, oto jestem, mówiłem do narodu, który nie był nazwany moim imieniem. (Iz. 65,1). W czasach Jezusa, ten człowiek charakteryzował świat pogan. Nie wiedzieli nic o Bogu, nie szukali Go, ale w przeciągu kilku krótkich lat wiadomość o Krzyżu rozniosła się na każdy naród. Samarytanka była bardzo podobna. Nie przyszła szukać Jezusa. Przyszła do studni tylko napełnić czerpak wodą. A wróciła z Wodą Życia.

Jeśli przypowieść o ukrytym skarbie jest obrazem pogan, którzy nic nie wiedzieli o Królestwie, dopóki go nie znaleźli, to być może opowieść o perle jest obrazem Żydów, którzy spędzili całe życie na szukaniu Królestwa Niebios. To dla nich Boże obietnice zostały dane. Dorośli w obietnicy, którą znajdujemy w księdze Jeremiasza: A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem, objawię się wam - mówi Pan - odmienię wasz los i zgromadzę was ze wszystkich narodów i ze wszystkich miejsc, do których was rozproszyłem - mówi Pan - i sprowadzę was z powrotem do miejsca, skąd skazałem was na wygnanie. (Jer. 29,13-14).

Ten fragment także i nam obiecuje, że jeśli będziemy szukać Boga, znajdziemy Go. Problemem nie tkwi w tym, że Boga trudno jest znaleźć. Problemem jest, że ludzie faktycznie nie szukają. W rzeczy samej, Paweł w liście do Rzymian mówi, że nikt nie szuka Boga: Jak napisano: Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga. (Rzym. 3,10-11). Jedynym powodem, dla którego człowiek szuka Boga jest ten, że to Bóg jako pierwszy uczynił coś we wnętrzu tego człowieka, a on się Jemu na to otworzył.

3. Z tego wynika, że nie wystarczy odnaleźć Królestwo Niebios. Trzeba je zdobyć. Nie wystarczy tylko usłyszeć Dobrą Nowinę i powiedzieć: „Tak, to bardzo miła historia o Bożej miłości i o Jego darze z Jezusa, który umarł za nas. Tak, oczywiście, że wierzę, że ta historia jest prawdziwa.” Nie wystarczy wierzyć w poszczególne fakty o Ewangelii. Koniecznym jest zaakceptować Jezusa jako naszego Pana i własnego Zbawiciela z wszelkimi tego konsekwencjami.

4. Królestwo Boże żąda całkowitego oddania. Wspólne dla obu przypowieści było także to, że kiedy owi znalazcy raz zobaczyli skarb i perłę, zrozumieli, że nic nie może im stanąć na drodze by je osiągnąć. Żadna cena nie stanowiła przeszkody.

Przypomina mi się na tym miejscu historia o tym, jak bogaty młodzieniec przyszedł do Jezusa z pytaniem co ma zrobić, by osiągnąć życie wieczne. Dowiedział się, że musi rozdać to, co ma ubogim. Spójrzmy na tę historię do naszej strony. Czy jest coś, czego ja, Ty, staramy się bardzo mocno zachować dla siebie i nie jesteśmy w stanie tego poświęcić, odpuścić sobie (kolejki przed sklepami z iPhone; tytuł artykułu w gazecie: Nie oddamy władzy dopóki nie oddamy trzech milionów mieszkań)? Czy jest coś, czego ja, Ty, staramy się bardzo mocno zachować dla siebie…?

Cokolwiek to jest, Pan nie da nam spokoju, dopóki nie wybierzemy między Nim a tą rzeczą. Prawdziwe chrześcijaństwo zawsze będzie kosztować. Bo kto faktycznie w drugiej przypowieści obrazuje Boga? Jak czytamy: Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kupca, szukającego pięknych pereł, który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją. Bóg jest tym właśnie kupcem! To On sprzedał wszystko co miał, by nas odzyskać. Tak, jak kosztowało Go życie własnego Syna, tak będzie kosztować to także moje i Twoje życie. To nie znaczy, że musimy zapłacić w zamian za zbawienie. Przecież nie mamy nic, czym moglibyśmy zasłużyć na Jego pomoc a zbawienie jest darem. Ale jest także darem zmieniającym życie i wzięcie go, zmieni także nasze życie.

Jest pewna transakcja podczas zbawienia. To nie transakcja pieniężna ani dobro-uczynkowa. Dochodzi do niej, kiedy oddajemy wszystko co mamy i wszystko kim jesteśmy, aby stać się wszystkim, czym On jest. Dzieje się to wtedy, kiedy oferujemy Mu siebie samych. Kiedy to, co mamy, nie zaślepia nam oczu, gdy chcemy patrzeć na Królestwo Boże. Chociaż zbawienie jest darem, Chrystus nie da go tym, których ręce są zajęte czymś innym.

Daj Boże, bym pamiętał na swe przeznaczenie, ze drżeniem i bojaźnią dbał o swe zbawienie… Niech milszym skarbem dla mnie będzie Słowo Twoje niż świata znikomego kosztowności, stroje. (Pieśń 725, 1,5)
Amen.


Modlitwa przed rozpoczęciem pracy. Jan Kalwin

„Boże, Ojcze i Zbawicielu, jakoś raczył nakazać nam pracować, chcąc zapobiec naszej nędzy, zechciej też łaskawie pobłogosławić nasz trud, aby Twe błogosławieństwo spłynęło i na nas samych, albowiem bez niego nikt nie zazna pomyślności; niech Twa łaskawość będzie dla nas świadectwem Twej dobroci i pomocy, objawiając nam w ten sposób Twą ojcowską nad nami pieczę.

Zechciej też, Panie, wspomóc nas przez Twego Ducha Świętego, abyśmy mogli wiernie wypełniać nasz stan i powołanie, bez żadnego podstępu i oszukaństwa, abyśmy raczej podążali za Twym przykazaniem niż za chęcią wzbogacenia się; gdyby wszelako spodobało Ci się zwieńczyć nasz trud pomyślnością, daj nam też dzielność spieszenia z pomocą tym, co znoszą biedę i daj siłę wytrwania w pokorze, abyśmy nie wywyższali się nad tych, co nie zaznają tak wielkich darów Twej szczodrobliwości.

Gdy zaś zechcesz utrzymać nas w ubóstwie i biedzie ponad siły nasze, wesprzyj Swe obietnice dodatkową łaską wiary i zachowaj naszą pewność, że w Swej dobroci nas nasycisz, abyśmy nie zwątpili,
lecz cierpliwie oczekiwali pełni Twych łask doczesnych i duchowych, tak abyśmy mieli coraz więcej powodów i okazji do dziękczynienia i pełnego odpoczynku w samej tylko Twej dobroci.
Wysłuchaj nas, Ojcze miłosierdzia, przez Jezusa Chrystusa, Syna Twego, naszego Pana. Amen .”