2008/08/03

Kiedy przychodzą złe czasy (Jk 1,2-8)

Jakuba 1,2-8

Co robimy, kiedy przychodzą złe czasy? Jak sobie z tym radzimy? Jaka jest nasza postawa, kiedy dobrze ułożone plany zmieniają się w katastrofę?

Problemy. Niektóre są duże, a niektóre to tylko małe problemy pretendujące do bycia tymi dużymi. Ktoś powiedział kiedyś, że w każdym małym problemie znajduje się duży problem starający się wyjść na jaw.

Niezależnie od tego jak długo żyjemy na Ziemi, zawsze jest coś złego wejdzie co wchodzi nam z buciorami do życia. Zauważył to też pewien amerykański inżynier Edward Murphy, formułując swoje Prawa Murphy'ego. Jest to zbiór popularnych, często humorystycznych powiedzeń, sprowadzających się do założenia, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe. Być może znamy to najbardziej znane ze wszystkich praw Murphy'ego, które mówi:
• „Jeżeli coś może się nie udać - nie uda się na pewno.”
Inne prawa to na przykład:
• „Wszystko, co dobre, jest nielegalne, niemoralne albo powoduje tycie”,
• „Upuszczone narzędzie pada zawsze tam, gdzie wyrządzi najwięcej szkody”,
• „Chleb pada zawsze na stronę posmarowaną masłem, a jeśli nie spadnie, oznacza to, że złą stronę posmarowaliśmy”,
• „Prawdopodobieństwo, że chleb spadnie posmarowaną stroną na dywan, jest wprost proporcjonalne do ceny dywanu.”

Jednak powstał także tak zwany Komentarz O'Toole'a do praw Murphy'ego, który brzmi:
• „Murphy był optymistą”.

W Piśmie Świętym czytamy: Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie.

Zauważcie, że Jakub nie mówi, że MOŻEMY pewnego dnia przechodzić próbę. On nie mówi: Poczytujcie sobie za największą radość, jeśli wam się zdarzy przechodzić próbę”. W zamian za to on zapewnia, że będziemy mieć ciężkie czasy. Wszystko, co mówi dalej, bazuje na tym zapewnieniu. My BĘDZIEMY przechodzić rozmaite próby, doświadczenia. Możemy być tego pewni. Jezus obiecuje: Na świecie ucisk mieć będziecie. I to nie jest żaden pesymizm, czy też masochistyczny optymizm. To czysty realizm.

Ile razy słyszeliśmy już mądrych kaznodziejów, którzy mówią, że - jeśli staniemy się chrześcijanami - wszystkie nasze kłopoty się skończą i życie stanie się cudowne i spokojne?Stanowczo za często taka nauka jest prezentowana na rozmaitych mityngach w różnych Kościołach. Takie Kościoły stają się pełne ludzi, którzy utrzymują uśmiech na ustach, choć w środku są poranieni. „Co słychać u ciebie” pytamy uprzejmie. „Bardzo dobrze” słyszymy odpowiedź. A w międzyczasie, każdy się ukrywa za maską zadowolenia i uśmiechu, myśląc, że tylko on sam z całej grupy musi ukrywać swój faktyczny stan. Ale każdy boi się tak samo jak on ujawnienia tego, że nie doświadcza pełnego spokoju i radości.

Nie mówię o tym, by kogoś wystraszyć. Nie próbuję jeszcze bardziej wypełnić nasze dni przygnębieniem i smutkiem. Powodem, dla którego chcę, byśmy byli świadomi tego, że złe czasy nadchodzą, jest pragnienie, byśmy byli gotowi na ich spotkanie.
Strażacy w służbie pożarnej przygotowują strażacki plan urbanistyczny miast z uwzględnieniem i monitoringiem najbardziej newralgicznych miejsc, by być najlepiej przygotowanymi na ewentualne przypadki zagrożenia pożarowego w tych miejscach. W ten sam sposób Jakub w swoim liście przygotowuje taki wstępny plan dla chrześcijan. Daje nam instrukcje jak zabezpieczyć się przed newralgicznymi punktami zagrożeń.

Co mamy robić kiedy przyjdą trudne czasy? Jak przygotować się na sytuacje pełne problemów? Co zrobić kiedy atakuje nieszczęście? Jakub odpowiada: Poczytujcie to sobie za najwyższą radość.

W tym momencie możemy być gotowi ignorować i umysłowo odrzucać Jakuba jako jeszcze jednego, słodko opowiadającego i świetnie głoszącego tzw. teologię sukcesu. Nie róbmy jednak tego. Jakub nie spogląda na świat przez różowe okulary. On nie zaprzecza temu, że prawdziwe problemy naprawdę istnieją, albo że one naprawdę potrafią zranić. On nie mówi też, że złe czasy to fajna zabawa. Nie twierdzi, że cierpienie jest radosne. Nie mówi, że mamy zaciskać zęby lub próbować ignorować ból.

Zamiast tego mówi: poczytujcie to sobie za najwyższą radość. Jak możemy to zrobić? Możemy to uczynić tylko poprzez spoglądanie ponad nimi, przez patrzenie na końcowy rezultat.

Jezus dostarcza nam doskonałego przykładu. Jeśli kiedykolwiek ktoś znalazł się w niekorzystnej sytuacji, to był to Jezus, przybity do krzyża.

On tak bardzo cierpiał, że aż modlił się: Ojcze, jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie; wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie (Łukasza 22,42). Ale kiedy stało się oczywiste, że to Jego Ojciec chce, by poszedł na krzyż, jaka była Jego postawa? Czy narzekał na niesprawiedliwość?

Patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary, który zamiast doznać należytej mu radości, wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i usiadł na prawicy tronu Bożego (Hebrajczyków 12,2).

Jezus nie zwracając uwagi na wstyd jaki niesie za sobą krzyż, wycierpiał go, ale w tym samym momencie miał nadal na uwadze przyszłą radość, płynącą z tego samego krzyża.

Jeśli chcemy patrzeć na nasze cierpienia jako na „najwyższą radość”, spójrzmy ponad naszymi aktualnymi problemami, i zauważmy, że Bóg zaplanował nam przyszły rezultat tych problemów. Jaki? To prowadzi nas do kolejnego wersetu podstawy dzisiejszego kazania.

Wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość (Jakuba 1,3).

Wytrwałość jest sprawdzianem naszej jakości, tego, czy jesteśmy już dojrzałymi chrześcijanami. Dzieci znane są z tego jak łatwo się poddają. Wystarczy dać dziecku zabawkę, a po 15 minutach zabawy z nią, będzie robiło już coś innego. Dziecięca uwaga nie obejmuje czegoś takiego jak wytrwałość. Tego nie da się nauczyć w na lekcji w szkole. Kaznodzieja nie może mówić o wytrwałości i tym samym uczyć jej u wiernych. Wytrwałość przychodzi tylko w cierpieniu, w przeżywaniu codziennych problemów.

Niestety wiele wierzących osób posiada syndrom „Piotrusia Pana”. Pamiętacie tę postać z bajki? Był to malutki chłopiec, który postanowił nigdy nie dorosnąć – chciał być małym chłopcem na zawsze – nie chciał ponosić za nic odpowiedzialności, nie cierpieć... Niektórzy ludzie mają to samo pragnienie. Mają już dość wszelkich cierpień. Życie sprawia wrażenie nieustannej harówki na rzecz jeszcze kolejnych cierpień, i zdaje się nie przynosić żadnych radosnych korzyści. Jednak tylko poprzez wzrost możemy ujrzeć Królestwo Boże.

Wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków.

Wytrwałość jest konieczna do wzrostu. Jeśli jesteśmy dziećmi Bożymi, jeśli weszliśmy do Bożej rodziny przez wiarę w Chrystusa, to jesteśmy w samym środku tego procesu. Cierpienie uczy nas wytrwałości, a ta z kolei wiedzie nas drogą do doskonałości. Parafrazując tytuł jednego filmu „Autostradą do Nieba”, możemy powiedzieć: „Wytrwałością do doskonałości”, do Królestwa Niebios.

Pewnego dnia będziemy dokładnie tacy jak Jezus Chrystus. Będziemy doskonali. Ale teraz jesteśmy jeszcze w stanie przejściowym. Jesteśmy gąsienicą, która zamienia się w motyla. Wzrastamy.

Żeby być wolnym od syndromu Piotrusia Pana potrzebna nam jest MĄDROŚĆ.

A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana. Ale niech prosi z wiarą, bez powątpiewania; kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej. Przeto niechaj nie mniema taki człowiek, że coś od Pana otrzyma, człowiek o rozdwojonej duszy, chwiejny w całym swoim postępowaniu. (Jakuba 1,5-8).
Jakub nie mówi, byśmy prosili Boga o uwolnienie z cierpień. On nam mówi, że mamy prosić o mądrość, która pomaga patrzeć na świat z Bożej perspektywy, z dystansem. To jak patrzenie na perski dywan. Jeśli przyglądamy mu się pod lupą, to co widzimy to brzydka mieszanina poplątanych nici. Ale kiedy staniemy i spojrzymy na dywan jako całość, docenimy jego piękno.

Taka sama jest prawda życiowa. Kiedy akurat przeżywamy jakieś kłopoty często odnosimy wrażenie ich bezsensowności. Bóg widzi coś więcej, On ma dla nas swój plan. On zaprojektował nasze życie w piękną mozaikę. Być może chce nas czegoś nauczyć, być może chce nam coś przez to przekazać, całkiem możliwe też, że nasze cierpienie pomoże komuś innemu wrócić do Boga. Możemy nigdy się nie dowiedzieć dlaczego. Jakub pisze w swoim liście jak możemy otrzymać tę mądrość:

1. Mamy Boga o tę mądrość PROSIĆ: A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana. (1,5).
Bóg jest źródłem wszelkiej prawdziwej mądrości a w Psalmie 111,10 czytamy, że początkiem mądrości jest bojaźń Pana. Bóg chce byśmy byli mądrymi, byśmy patrzyli na świat z Jego perspektywy. Dał nam swoje Słowo, bo chce się dzielić tą mądrością.

2. Jest też drugi warunek: mamy być WYTRWALI w swych prośbach: Ale niech prosi z wiarą, bez powątpiewania; kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej. Przeto niechaj nie mniema taki człowiek, że coś od Pana otrzyma, człowiek o rozdwojonej duszy, chwiejny w całym swoim postępowaniu. (1:6-8).

Nie da się naśladować Boga w każdy wtorek i czwartek, albo tylko w niedziele w godzinach dopołudniowych, i jednocześnie oczekiwać Bożej mądrości. Nie da się kochać Boga w ten sposób. On nie pozwoli nam na podzielną lojalność.. dla świata i dla Niego.

Poczytywać cierpienia za radość, dziękować Bogu, że uczy nas wytrwałości, dzięki czemu dążymy do doskonałości, do Królestwa Bożego da się tylko wtedy, jeśli kurczowo chwyćmy się Boga obiema rękami, tak, by świat nie miał na nas żadnego wpływu. A Bóg będzie nas pocieszał! Jak czytamy chociażby w 1 Koryntian 10,13: Bóg jest wierny i nie dopuści, abyśmy byli kuszeni ponad siły nasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyśmy je mogli znieść. Prośmy o to.
Amen.